Wczoraj pracowałam cały dzień, ale końcówka była wyjątkowo miła. Przyszła do mnie po poradę moja „stara” klientka (nie wiekiem, a stażem). Znamy się od 13 lat i przez ten czas – z przerwami – spotykamy się przy okazji prowadzenia przeze mnie różnych spraw. Poza tym, że klientka jest bardzo miła, ma jeszcze jedną cechę. Ma nietypowe sprawy. Kłopoty, w jakie wpada są astronomiczne, ale zawsze udawało się nam z nich wychodzić obronną ręką.
Pierwsza sprawa (o ile mnie pamięć nie myli) dotyczyła fałszowania podpisów pracodawcy. Sprawę pamiętam, bo pierwszy wyrok (skazujący) został napisany w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej czcionką Comic Sans :-). Skład sędziowski w postępowaniu apelacyjnym niezwykle się ożywił po tym, jak zwróciłam na to uwagę i …. uchylił wyrok. W końcu sąd uniewinnił moją klientkę (nikt nie wierzył, że to się może udać :-)).
Kolejne sprawy były podobnie burzliwe i podobnie – kończyły się szczęśliwie dla klientki (pewnie jakiś skromy udział w tym miałam :-)).
Po co o tym piszę? Zapewniam, że nie po to, żeby się pochwalić, bo spraw karnych nie prowadzę od lat (poza dwoma, których nie mogę skończyć – trwają po 15 i 13 lat).
Nasze wczorajsze spotkanie przebiegło według następującego schematu:
- porada;
- a pamięta Pani tą sprawę? Ha, ha, ha…
- a pamięta Pani tego radcę prawnego? … jak wyżej;
- a pamięta Pani ten wyrok napisany czcionką Comic Sans….
itd. itp…
To było bardzo miłe zakończenie dnia…
Następnym razem już będę pisać o prawie.