Czy reprezentacja klienta za granicą przez adwokata jest możliwa? Jestem dowodem (nie jedynym w historii oczywiście :-)), że tak. W zeszłym tygodniu byłam w Brukseli, gdzie występowałam przed sądem II instancji w sprawie z konwencji haskiej. O samej sprawie nie będę pisać – nadal czekamy na wyrok.
Na jakiej podstawie?
Możliwość działania w charakterze adwokata za granicą gwarantuje „dyrektywa Rady z dnia 22 marca 1977 r. mająca na celu ułatwienie skutecznego korzystania przez prawników ze swobody świadczenia usług”(Dyrektywa 1977). Celowo podaję dyrektywę, gdyż w każdym kraju Unii Europejskiej powinny być uchwalone ustawy oparte o tę właśnie dyrektywę. Oczywiście nie potrafię wskazać np. ustawy belgijskiej regulującej kwestię reprezentacji przez adwokata – obcokrajowca na terenie Belgii, ale znam te zasady z dyrektywy. Na początku, kiedy usiłowałam dowiedzieć się co powinnam zrobić, żeby móc wystąpić przed sądem za granicą spotkałam się z niedowierzaniem kolegów adwokatów. Zarówno w Polsce, jak i za granicą. Uparłam się i dopięłam swego :-). W Brukseli (w sądzie niderlandzkojęzycznym) brałam udział w rozprawie odwoławczej. Siłą rzeczy wszystko wyglądało nieco inaczej niż u nas. Ciekawostką był niejawny charakter sprawy – dlatego wokanda nie była wywieszona, a informacji przed salą udzielał specjalny urzędnik, który miał też za zadanie, aby na salę nie weszły nieuprawnione osoby.
Rozprawa
Sąd nie miał problemów w dopuszczeniu mnie do reprezentacji Klientki. Wprawdzie pokazałam moją międzynarodową legitymację adwokacką, ale prawdę mówiąc sąd nikomu (w tym mnie) nie sprawdzał dokumentów. Co więcej, sędziowie w trakcie sprawy nie oczekiwali przedstawienia dokumentu pełnomocnictwa. Skoro adwokat się zgłasza, to znaczy, że reprezentuje klienta. Słowo-klucz? Zaufanie. Konsekwencją tego zaufania jest przekonanie sądu, że adwokat przyprowadzi na rozprawę swojego klienta. Pewnie nikogo nie zdziwię, jak napiszę, że sądy w Polsce nie mają zaufania do adwokatów. W ogóle, jak się zastanowić, generalnie w Polsce nie ufamy sobie nawzajem, ale to całkiem inny temat.
Cała rozprawa odbywała się w jęz. niderlandzkim, ale sąd pozwolił mi przedstawić nasze argumenty w jęz. angielskim. Zaskoczyło mnie, że sędziowie (wszyscy) robili skrzętnie notatki w trakcie wypowiedzi adwokatów. Oczywiście nie wiem, jaki będzie wynik sprawy, ale przynajmniej miałam wrażenie, że ktoś mnie słucha ze szczerym zainteresowaniem i to co mówię ma jakieś znaczenie. Nie zawsze mam takie przekonanie przed sądem w Polsce (to znaczy i tak z taką uwagą do tej pory nikt mnie nie słuchał, ale być może nie mówiłam nic istotnego). Wręcz czasem czuję zniecierpliwienie i widzę, że mogę się dwoić i troić, a sąd już i tak, niezależnie od tego, co będzie jeszcze powiedziane, ma już wyrok gotowy (może nawet już napisany).
Cały ten wpis nie jest tylko po to, żeby się pochwalić (nie ukrywam, że czuję dumę, że miałam okazję występować przed zagranicznym sądem), ale po to, żeby i adwokaci i potencjalni zainteresowani pomocą prawną wiedzieli, że sytuacja, w której adwokat z Polski reprezentuje klienta przed zagranicznym sądem jest możliwa.