Do tego wpisu skłoniła mnie informacja zamieszczona na portalu gazeta.pl o odnalezieniu dziewczynki po 10 latach od tsunami na Indonezji. Wiadomość wzruszająca i radosna. Najbardziej jednak poruszyło mnie wideo i słowa matki odnalezionej dziewczynki (0:24 min filmu):
„rodzina zastępcza pozwoliła nam ją (córkę) zabrać, ale my chcemy również zabrać ze sobą babcię zastępczą, żeby mieszkała z nami. One żyły razem przez 10 lat i nie możemy tak po prostu je odseparować. Zależy mi na ich uczuciach, więc nie mogę ich tak nagle rozdzielić.”
Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie i pomyślałam, że można się od tej indonezyjskiej kobiety wiele nauczyć. Szacunku dla uczuć dziecka i obcej przecież kobiety. Szacunku dla uczuć córki do obcej kobiety.
Warto zastanowić się, czy my potrafimy w taki sposób myśleć o cudzych uczuciach? Czy potrafimy otrząsnąć się ze strachu o porównanie nas z innymi osobami z otoczenia dziecka? Czy jesteśmy na tyle pewni siebie, swoich uczuć, uczuć dziecka, że nie musimy się obawiać o swoją pozycję? Czy potrafimy zaufać (wiem, że o zaufanie w relacjach międzyludzkich nie jest łatwo) innej osobie, że kierując się uczuciami do dziecka, nie wyrządzi dziecku krzywdy? To trudne pytania, a odpowiedź niejednokrotnie jest złożona. Może warto skorzystać z pomocy psychologa, żeby udzielić sobie szczerej odpowiedzi na te pytania? Może psycholog może pomóc uporać się z lękiem o dziecko, o siebie? Jeżeli nie psycholog, to przyjaciel, ktoś, kto z boku może ocenić sytuację?
Dużo pytań na koniec, dużo emocji w tym wpisie, ale prawo rodzinne, którym się zajmuję na co dzień jest pełne emocji. Życie jest pełne emocji. Ważne, żeby emocje nie przeszkadzały nam w racjonalnym działaniu.
Warto skonfrontować to co Pani napisała z tym co się dzieje na rozprawach rozwodowych. Wzajemna niechęć, żeby nie powiedzieć nienawiść, chęć jak największego ograniczenia możliwości spotykania się dziecka z drugim rodzicem itp. Brawo dla matki zaginionej dziewczynki.
To nie zawsze tak wygląa, jak Pani opisuje. Miałam sprawy, w których małzonkowie rozstawali się spokojnie i bez wzajemnej niechęci. Ba, miałam sprawę, w której małżonkowie byli tak zaprzyjaźnieni, że sąd miał nawet wątpliwości, czy udzielić rowodu. Życie jest bogatsze od wyobraźni :-).